Szkoła XXI wieku, szkoła 2.0, nowoczesna szkoła – określeń jest wiele, cel pozostaje zawsze ten sam: nauczać, do tego efektywnie, ale coraz częściej także… efektownie? Takie wrażenie mam nieraz, patrząc na wszystkie te modyfikacje polskiego systemu edukacji. Obserwuję ten pęd ku lepszemu i zdaje mi się czasami, że w tym wszystkim jakoś zapomina się o prawdziwych celach, liczy się jedynie wprowadzanie innowacji i zmiany, zmiany, zmiany. Nie żebym był przeciwko, wręcz odwrotnie, jestem za, ale proponuję umiar i dokładne przemyślenie każdego kroku. Zmiany te są oczywiście bardzo potrzebne, ponieważ polska szkoła zatrzymała się poniekąd w rozwoju i dalej tkwi w schematach sprzed kilkunastu a nawet kilkudziesięciu lat (z małymi wyjątkami bardziej unowocześnionych placówek). Życie i codzienność uczniów są wręcz opanowane przez technologię, więc jej obecność na lekcjach wydaje się być nieuniknionym następstwem rozwoju. W artykule skupię się na najbardziej popularnych i najczęściej dyskutowanych zmianach, także tych, które jeszcze nie weszły w życie. Będą to następujące elementy: wykorzystanie tablic interaktywnych, netbooki/tablety dla uczniów oraz e-podręczniki.
Tablice interaktywne
Wykorzystanie tablic interaktywnych w szkole nie jest już niczym nowym, od dłuższego czasu można je znaleźć w wielu placówkach. Jest to nic więcej jak połączenie białej tablicy (nie takiej zwykłej, suchościeralnej) oraz projektora podłączonego do komputera.
Na tablicy pokazywany jest obraz z komputera a specjalnie przygotowane materiały dają uczniom możliwość interaktywnej pracy z danym tematem, co dotychczas, przy korzystaniu z tradycyjnych materiałów, było niemożliwe. Elementy mogą być dowolnie przesuwane, do poszczególnych poleceń mogą być dołączone nagrania audio oraz wideo, których odtworzenie odbywa się po jednym kliknięciu/dotknięciu tablicy. Jeżeli natomiast w pracowni jest dostęp do Internetu, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby pewne tematy urozmaicić o dodatkowe informacje z sieci. Z tablicą interaktywną można pracować też jak z tradycyjnym komputerem – można przykładowo otwierać na niej różne programy. Innym wyjściem są tablice, które łączą w sobie funkcjonalność tablicy interaktywnej, tablicy suchościeralnej (możemy po niej pisać odpowiednimi markerami) oraz tablicy magnetycznej. Obsługa takiej tablicy odbywa się często poprzez bezprzewodowy sterownik pracujący w technologii Bluetooth. Wykorzystanie tablic interaktywnych ma jeszcze jedną zaletę: nie musimy brudzić się kredą a dyżurny nie musi moczyć gąbki :)
Tablice multimedialne to jednak nie tylko superlatywy. Częstym problemem jest fakt, że w wielu pracowniach stoją one po prostu nieużywane. Nauczyciele nieraz nie wiedzą jak z nich korzystać, bo nie zostali odpowiednio przeszkoleni lub nie ma wystarczających materiałów do pracy z taką tablicą. Wydawnictwa pracują nad tym bez przerwy, jednak zapełnienie rynku jeszcze trochę potrwa. Kolejnym minusem jest nakład pracy i finansów na odpowiednie przygotowanie pracowni. Potrzebna jest przede wszystkim tablica, do niej projektor i oczywiście komputer. Taki zestaw może kosztować nawet do 20 tysięcy złotych. Wracając do nieużywania tablic przez niektórych nauczycieli, dochodzi do tego kolejny problem: niechęć udostępnienia pracowni innym nauczycielom, którzy chętnie by z takiej tablicy na własnych lekcjach skorzystali…
Netbooki dla każdego ucznia
Projekt ten ma wejść w życie jeszcze w tym roku (zapowiadano go także w roku 2008, jednak wtedy nic z tego nie wyszło). W sumie miało to nastąpić już od września, tak przynajmniej głosił projekt Ministerstwa Infrastruktury. Netbooki miały trafić do pierwszoklasistów, nowe roczniki miały dostać NAWET tablety (o nich za chwilę). Co ważne, komputery miały/mają przechodzić na własność ucznia. Najprościej mówiąc, netbook to taki zminiaturyzowany laptop oparty na mniejszych i nie tak ?energożernych? podzespołach. Przekątna ekranu wynosi zazwyczaj około 10 cali, do obsługi używa się klawiatury i touchpada (więc tak, jak w laptopach), do dyspozycji są też porty USB, interfejs WLAN i Bluetooth. Generalnie można powiedzieć, że poza wielkością i możliwościami, nie różnią się zbytnio od znanych nam dobrze laptopów.
Netbook w szkole może spełniać różne funkcje: od pokazywania treści e-podręczników do interaktywnej pracy z materiałem lekcyjnym. Sporym plusem jest to, że dzięki komputerom uczniowie zostaną dosłownie odciążeni, gdyż nie będą musieli nosić pełnego tornistra książek, wszystkie będą mieli zapisane w jednym urządzeniu. Wprowadzenie komputerów do szkoły to także dodatkowa motywacja i danie uczniom narzędzia, które bardzo dobrze znają, którym posługują się każdego dnia w domu. Netbook z dostępem do Internetu otwiera poza tym drzwi do niewyczerpanych źródeł informacji.
Wszystko dobrze, ale ja widzę w tym projekcie nadal wiele minusów, nawet zagrożeń. Jednym z nich jest awaryjność komputerów oraz ich wytrzymałość. Książka spadnie na podłogę w korytarzu szkolnym – podnoszę ją i idę dalej. Spada komputer – zbieram części i mam problem. Zaszkodzić może przecież nawet stuknięcie, tym bardziej, jeżeli komputer akurat pracuje, wtedy najbardziej narażony jest dysk twardy. Kolejną sprawą jest wielkość monitora w netbookach. Kto choć raz miał okazję pracować na netbooku wie, że wielkość ekranu i tym samym też czcionek w wyświetlanym tekście pozostawia wiele do życzenia i raczej uniemożliwia dłuższą pracę. A uczniowie spędzają w szkole długie godziny, co może odbić się bardzo negatywnie na ich wzroku. Inną sprawą jest dostępność materiałów, z którymi można pracować na komputerze (patrz punkt o tablicach interaktywnych), póki nie ma ich wystarczająco wiele, netbook będzie bezużyteczną zabawką.
Tablety zamiast książek
Za oceanem biją rekordy popularności i należą do codzienności, w Polsce są nadal niedoceniane i ich wykorzystanie w pracy/szkole jest domeną naprawdę nielicznych grup osób. Mowa o tabletach. Urządzenia te są moim zdaniem bardzo udanym rozwiązaniem dla tych, którzy stawiają na mobilność i estetykę. Ważą zazwyczaj mniej niż netbooki, ich ekran ma podobną przekątną, są cienkie, gdyż ich zawartość to zazwyczaj ?podrasowana? kopia zawartości wielu smartfonów. Mają moduł WLAN i Bluetooth, chociaż zazwyczaj brakuje im portu USB.
Tablety dają możliwość ?skompresowania? zawartości tornistra do rozmiarów nie większych niż przeciętny zeszyt. Pojemność takich urządzeń pozwala na upakowanie wszystkich książek, ale też słowników, leksykonów i encyklopedii (nieraz z treściami multimedialnymi) w jednym miejscu. Obsługa odbywa się poprzez dotyk i na dodatek bardzo intuicyjnie. Jakość wyświetlaczy pozwala na bardzo dobre odwzorowanie wszystkich barw i na uzyskanie dobrej ostrości czy jasności przy niskim zużyciu energii. Bez problemu otwierają one formaty plików, w których zapisane są elektroniczne wersje książek.
Jednak sposób wykorzystania tabletów w szkole to dla mnie niemała zagadka. Jakoś nie widzę większego celu, aby je wprowadzać. Kiedyś sam miałem pomysł na ich użycie na własnych lekcjach, ale dosyć szybko z tego zrezygnowałem na rzecz tradycyjnych metod. Dlaczego? Ponieważ tablet nie ma klawiatury QWERTY a jedynie klawiaturę ekranową, co znacznie spowalnia proces pisania, a tym samym i naukę. Dla osób przyzwyczajonych do klawiatury (czy to QWERTY, czy ekranowej) nie stanowi to przeszkody, jednak początkowa obsługa bywa mozolna i mało efektywna. Dodatkowo coś, o czym wspominałem przy netbookach – awaryjność i podatność na uszkodzenia. Poza tym, moim zdaniem tablet nadaje się przede wszystkim dla uczniów młodszych, którzy nie potrafią pracować z myszą lub touchpadem. Ale czy dzieci powinny uczyć się otoczenia i interakcji z nim z wyświetlacza? Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze cena. Tablety nie są tanie, szczególnie te oferujące więcej (czyt. wydajną i bezawaryjną pracę/naukę) niż dziwne zamienniki z mierną konfiguracją.
E-podręczniki zamiast tradycyjnych książek
Głównym założeniem tego projektu jest zmniejszenie wagi uczniowskich plecaków, które nieraz ważą kilka, może kilkanaście kilogramów. E-podręcznik to nic więcej jak elektroniczny odpowiednik tradycyjnej książki. Jest to kopia 1:1, czyli ten sam układ, te same teksty, ćwiczenia i obrazki.
Dużym plusem e-podręczników jest wspomniana waga. Uczeń nie musi już nosić ze sobą wszystkich książek (ewentualnie same zeszyty), może je trzymać na Pendrive czy karcie pamięci. Podręcznik taki nie niszczy się i jest o wiele tańszy od tradycyjnego odpowiednika. Poza tym o niebo łatwiej jest w nim cokolwiek znaleźć, wystarczy skorzystać z funkcji wyszukiwania. Podręcznik w takiej formie może zostać urozmaicony o treści multimedialne, więc zbędne może okazać się korzystanie z płyt Audio CD lub CD-ROM. To tyle, jeżeli chodzi o główne zalety.
Z moich analiz i obserwacji wynika, że przejście TYLKO na e-podręczniki może przynieść więcej szkód niż korzyści. Po pierwsze: aby korzystać z e-podręcznika potrzebny jest komputer, a tych na razie w szkołach nie widać. Po drugie: w tradycyjnym e-booku zazwyczaj nie mamy opcji notowania sobie czegoś w formie znanej z tradycyjnych książek (np. na marginesie czy obok nowego słówka w języku obcym). Aplikacje do obsługi tych książek mają takie opcje, ale przy tradycyjnych plikach pdf, dołączanych czasami do drukowanej wersji książki, takiej możliwości nie ma, a programy do edycji pdf są z reguły dosyć drogie i raczej nie zawsze można je zainstalować np. na tablecie. Kolejną barierą jest sposób zabezpieczania e-podręczników. Nie można ich drukować, nie można skopiować testów ani ćwiczeń, nie można z nimi zrobić dosłownie nic poza oglądaniem na ekranie komputera. Inne problemy poruszane są w wywiadzie z Jarosławem Lipszycem, prezesem Fundacji Nowoczesna Polska, pracującej nad tworzeniem otwartych zasobów edukacyjnych.
Wypadałoby podać jakiś bilans wad i zalet, czego jest więcej, czego mniej, warto czy nie… Powstrzymam się. Dodam jedynie, powtórzę w sumie, że jestem zwolennikiem wszystkich nowoczesnych metod nauki i nauczania, wykorzystanie nowinek technologicznych w edukacji od dawna mnie fascynuje i staram się być z tym na bieżąco. Co więcej, wiele z tych rozwiązań sprawdziłem w praktyce, na co dzień pracuję ucząc ludzi z całej Europy przez Internet, wykorzystuję mnóstwo materiałów multimedialnych i oczywiście komputer. Do pracy własnej bardzo przydaje mi się smartfon i tablet, ale nie wprowadzam tych narzędzi do swoich lekcji. Niech podsumowaniem będzie zdanie: W tym wszystkim wskazany jest umiar i dokładne przemyślenie proporcji i ilości przedrostka ?e-? w całym systemie polskiej oświaty.
Zagłosuj
Które z rozwiązań uważasz za najbardziej potrzebne w szkole?
- Tablice interaktywne (58%, 22 Głosów)
- Tablety (18%, 7 Głosów)
- Netbooki (13%, 5 Głosów)
- E-podręczniki (11%, 4 Głosów)
Głosujących razem: 38
komentarzy 8
Już teraz jest możliwe ”pokazywanie animacji” i nie potrzeba tabletów, w moim liceum we wszystkich salach są rzutniki i można pokazać animacje m. in. z płyt, czy jakichś materiałów dla nauczyciela. Gdyby pokazywac to na tablecie, każdy uczeń musiałby sam miec materiały, kazdy z osobna by i szukał, co pożarłoby masę czasu, a i w mojej szkole internet z ktorego mogą korzystać uczniowie jest po prostu wolny. Już widzę to ,,proszę paniiii!!! Mi się to nie wczytujeee!!” Szczególnie w podstawówkach. No a jak jest awaria internetu, u mnie raz nie było w szkole ze 3, 4 dni internetu, no to wszystko by leżało. Już był problem, bo mamy elektroniczny dziennik i nie szło sprawdzać obecności na bieżąco, nauczyciele zapisywali na kartkach i uzupełniali w domu. Nie mówiąc o braku intuicyjności, w papierowym, zrobiło sie pomyłke, to się skreślało, a teraz problemy z odpowiednim wpisaniem zastepstwa mają niektórzy, zamiast prostej obsługi. A ponoć ta technologia miała ułatwić nam życie…
Jest wiele zalet korzystania z tabletów – moim zdaniem wprowadzenie technologii do szkół przyniesie wiele korzyści. Lekcje będą ciekawsze – na tablecie można pokazać animacje, dodatkowe programy pozwolą dziecku lepiej wyjaśnić pewne zjawiska itp… – a ta inwestycja szybko się zwróci.
Polecam Komputer Świat 10/2012 w dodatku specjalnym poruszany jest wątek tabletu w szkołach i na studiach.
ot jeszcze wiadomości z ostatniej chwili. szkoła mojego brata świeżo upieczonego licealisty z Augustowa posiada 2 pracownie z tablicami interaktywnymi. Brat mówi że działanie i obsługa bez zarzutu. Od jednego nauczyciela dostają notatki lekcyjne z tablicy na maila w formie prezentacji. Włot tiochnika! http://tbendig.w.interia.pl/lacina.html strona dla uczniów usprawniająca komunikację nauczyciel – uczeń. Niektórym jak widać się chce mimo niesprzyjającego systemu.
Takich ludzi nam potrzeba :) Ja też mam miałem i mam pasję do nauczania, praca jest dla mnie równocześnie moim hobby, ale patrząc na warunki, o których wspominałem w poprzednim komentarzu… jak to dobrze, że teraz sam dbam o to, żeby mi się chciało :)
Zgadzam się w 100% z autorem tekstu.
W moim idealnym wyimaginowanym świecie, gdzie przyjęcie młodego, pełnego zapału człowieka po studiach nie graniczy z cudem, gdzie karta nauczyciela pomaga a nie hamuje ambitne osoby, gdzie kandydat przy przyjęciu na stanowisko jest faktycznie profesjonalnie rekrutowany, gdzie nie mają znaczenia znajomości tylko profesjonalizm, gdzie warto się starać bo za tym może iść konkretna podwyżka zarobków. W świecie w którym zwyczajnie szanuje się pracę nauczyciela, potencjał i pracę ucznia jest miejsce dla wszystkich nowych technologii.
Niestety uważam że miejsc takich jak wyżej opisane w polskich szkołach jest niewiele. Wprowadzanie tych „cudów techniki” nie rozwiąże podstawowych problemów.
Cudnie to ujęłaś.
Niby wydawnictwa robią szkolenia dla nauczycieli, niby producenci tablic interaktywnych też „służą pomocą”, niby każdy nauczyciel wie jak korzystać z komputera… ale jak już przyjdzie do konkretów, to nie ma komu prowadzić lekcji z tablicą interaktywną i nikt nie chce zabrać uczniów na lekcji niemieckiego (przykładowo) do pracowni komputerowej, aby pokazać im coś więcej niż tylko suchy podręcznik.
Zastanawiam się tylko w czym tkwi ten problem, gdzie jest jego przyczyna. Czy to niechęć do zmian? Lenistwo? Strach?
jak byłam na praktykach usilnie dopytywałam się o możliwość zorganizowania wymiany uczniów. Wiesz co mi powiedział germanista opiekun praktyk? „AAAA to tyle roboty jest… bo to trzeba organizować, czas marnować a co najgorsze potem ich u siebie gościć to tyle zachodu”
Na dobrą sprawę nauczyciel jeżeli nie podpadnie pod dyscyplinarne nie ma prawa być zwolniony z pracy (przy umowie na czas nieokreślony), podwyżka? Będzie jak odczekasz lata do następnego stopnia. Dodatki motywacyjne? O ile dyrektor nie rozda ich po swoich znajomych to może 300zł za przygotowanie konkursu i 3 miechy pracy po godzinach będzie a może i nie. Moim zdaniem ten system bardziej podcina skrzydła niz chroni. Wiele osób zajmuje etaty w szkole na zasadzie ciepłej posadki a drugi etat ciągnie sobie na tłumaczeniach, korkach itp. Szkoła dzisiaj to miejsce kontrastów i sprzeczności. Ja myślę, że wielu młodych nauczycieli chciało by zmian, choćby po to, żeby móc się wykazać, dostać przyzwoitą pensję i w ogóle do szkoły móc się dostać. Natomiast leniwcom wychodzącym 10min po dzwonku na lekcję to na pewno nie na rękę- po co?
Między innymi tego typu problemy sprawiły, że bardzo zniechęciłem się do pracy w szkole państwowej, kolejnym kretyństwem był nieobowiązkowy język niemiecki. Wyglądało to mniej więcej tak: moją pracownią była klasa w piwnicy, nie było podziału na grupy, a uczniowie, aby zaliczyć niemiecki, musieli tylko być. Nie musieli nosić ze sobą podręczników, nie musieli się uczyć, dosłownie nic. Oczywiście mnóstwo z nich korzystało z tych „przywilejów”, niestety. Aha i zarabiałem wtedy ok. 700 zł miesięcznie :] nein, Danke!