Większość uczniów zapytanych o to, jaki język obcy sprawia im najwięcej problemów i którego chcieliby się najchętniej pozbyć z planu lekcji, odpowie bez wahania, że jest to język niemiecki. A bo to się nie przyda, a bo angielski wystarczy, a bo po co, a bo trudny, a bo wojna, a bo Hitler, a bo Schmetterling. Setki wymówek tylko po to, żeby oddalić od siebie myśl o konieczności nauczenia się drugiego języka obcego. Tym drugim językiem jest właśnie niemiecki i to z tym wielu uczniów sobie nie radzi. Stąd tytuł mojego wpisu.
Skąd to się bierze?
Podejście uczniów do danego przedmiotu kształtowane jest przez nikogo innego, jak przez nauczyciela. To on stara się niejako przekonać ich do swojego fachu, pomijając oczywiście tych wychowanków, którzy po prostu lubią dany przedmiot i uczą się go z chęcią od samego początku. Tutaj w sumie też znajdą się przypadki nagłego spadku motywacji spowodowanego podejściem samego nauczyciela. Belfer, który jawnie olewa swoje lekcje, pracuje tylko według określonych ram programowych albo je też pomija i otwiera na lekcji podręcznik, zastanawiając się, co by tu dzisiaj zrobić, nie jest wzorem godnym naśladowania. Uczniowie wyłapują takie rzeczy w mig i ich motywacja spada do poziomu motywacji nauczyciela albo jeszcze niżej. Taka lekcja na pewno się nie uda, odbędzie się, ale tylko tyle. Kolejne 45 minut w klasie… Po lekcji uczniowie wychodzą z klasy, kończą kolejny dzień w szkole i wracają do domu, siadają do pracy domowej z niemieckiego i mają pustkę w głowie, bo nauczyciel przeczytał im (albo i nie) regułki z książki, kazał uzupełnić jakieś tabelki (albo i nie), zapytał, czy wszystko jest jasne (oczywiście, że tak) i kazał robić ćwiczenia (na koniec ich nie sprawdził). A praca domowa? ?Napiszcie tekst na 2 strony w zeszycie (za 1 stronę od razy trója) i nauczcie się go na pamięć. Na następnej lekcji pytam.? To nie jest scenka sprzed 20-stu czy 30-stu lat. Z takimi problemami przychodzą do mnie uczniowie, to dzieje się teraz, w dobie bezproblemowego dostępu do komputerów, angażujących aplikacji, też tych mobilnych, świetnych materiałów dodatkowych, które każdy nauczyciel i uczeń mają do dyspozycji za darmo. Ale co z tego, jeżeli jest podręcznik i pracę domową można zadać w 15 sekund? Zero motywacji i długofalowego myślenia. Przyjść, zrobić swoje, zapomnieć. Taka prawda. Tak, uogólniam, ale chcę napiętnować zachowania, które kłócą się z ideą efektywnego nauczania.
Uczeń wcale nie taki święty
Nie tylko nauczyciele popełniają błędy. Uczniowie potrafią też dać w kość, system potrafi dać w kość, dyrektor potrafi (ostatnie dwa aspekty pominę). Uczniowie mogą nieraz zepsuć wszystko. Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie w 15-osobowej grupie jest np. 5-ciu osobników notorycznie przeszkadzających, bez prac domowych itd. Ile minie czasu, aż ich zachowanie wpłynie negatywnie na resztę grupy? Takich 5-ciu pewnie rozwala też inne lekcje, nic przyjemnego. Chciałbym, żeby chociaż na kilka lekcji zamienili się ze swoimi nauczycielami miejscami. Ciekawe, ilu z nich wybiegłoby z klasy z płaczem… Uczeń nigdy nie był święty i od razu zmotywowany do nauki, przynajmniej nie ten przeciętny. Bo to wiek, bo to rówieśnicy, bo to gry na kompie, które oczywiście są najważniejsze i dadzą spokojną przyszłość. OMG! Ludzie, ile to można zajmować się głupotami? Szkołę i tak musicie skończyć, tak samo, jak później będziecie musieli pracować. I wcale nie będzie się Wam czasem chciało wstawać każdego ranka, żeby do tej pracy iść. Im szybciej zaakceptujecie te fakty, tym lepiej dla Was. Taka jest nieraz dzisiejsza rzeczywistość. Punkt. Mam dla Was małe ćwiczenie: narysujcie na kartce okrąg, to Wasz dzień, Wasze 24 godziny. Wyobraźcie sobie, że to tort. Podzielcie go na kawałki o wielkości odpowiadającej ilości czasu, jaki poświęcacie na dane czynności w ciągu dnia. Jeżeli pół nocy i kilka godzin w ciągu dnia to granie w Minecrafta (czy w co tam innego gracie), lajkowanie głupot na fejsie, czatowanie ze znajomymi czy szukanie nowych filmów na torrentach (?mam w końcu łącze sto mega, jakoś to muszę wykorzystać?), to nie wróżę Wam nic dobrego. A rozwiązanie może być proste. Odejmijcie godzinę od grania i idźcie w tym czasie na rower, basen, cokolwiek. Odświeżycie się i swoje umysły. Zamiast czytania bez przerwy bezsensownych wpisów na forach dla gimbazy czy na tablicach niby-znajomych z FB, przeczytajcie lepiej jeden czy dwa artykuły na temat, który Was naprawdę interesuje. Stron zapaleńców jest dużo, nie musicie latać do biblioteki w poszukiwaniu książek. A może zerknijcie czasem na jakąś stronę o języku niemieckim. A może się do czegoś przekonacie i polubicie ten język? Hejt nie zawsze jest cool.
Polska szkoła – absurd za absurdem
Chciałbym jeszcze dodać dosłownie kilka słów na temat polskiej szkoły i polskiego systemu edukacji. Jest on nieraz tak absurdalny, że aż nie wiem, od czego zacząć. Wielokrotnie podchodziłem do napisania czegoś na ten temat, ale plusów było tak mało, że porzucałem temat po kilku czy kilkunastu zdaniach. Nie mam mocy sprawczej, żeby zmieniać polską szkołę, ale jest w niej tyle złego (dobrego trochę też, nie jestem skończonym pesymistą), że współczuję osobom, które taką moc posiadają. Co mogę za to zrobić? Być najlepszym nauczycielem, jakim tylko potrafię być. Mogę rozmawiać z moimi uczniami i starać się zrozumieć ich problemy. Mam trochę łatwiej, bo nie pracuję już w szkole państwowej. I wiecie co? Obym nigdy nie musiał do niej wrócić.
Happy end?
Ogromnym plusem jest to, że w tych wszystkich klasach, gdzieś tam w Polsce, są jeszcze nauczyciele, którzy potrafią zarażać miłością do niemieckiego, których lekcje motywują i angażują, którzy rozumieją swoich uczniów. To procentuje i wraca do nich ze zdwojoną siłą. Z uczniem to trochę jak z klientem: jeżeli jest zadowolony z usługi, to wraca do nas chętnie, jeżeli nie, to zrobi nam czarny PR i zniechęci pozostałych klientów.
Foto: Hooman’s Photostream (zombie), lukemontague (teacher), smashthirteen (chaos)
komentarzy 26
Zaczęło się od tej bzdury:
'Setki wymówek tylko po to, żeby oddalić od siebie myśl o konieczności nauczenia się drugiego języka obcego. ’
więc przykro mi, ale dalej nie czytałem. Powinno być prędzej
'Setki wymówek tylko po to, żeby oddalić od siebie myśl o konieczności nauczenia się niemieckiego. ’
Osobiście nienawiść do tego niemieckiego zaszczepiła mi babcia,. która aż do śmierci drżała na dźwięk tego języka. I jak opowiadała mi, co zrobili faszyści z dziadkiem. I o kilku członkach rodziny w obozach. Wystarczyło.
Kiedy moje dzieci kończyły szóstą klasę, przenosiłem je jedno po drugim do szkoły kilkanaście kilometrów dalej, gdzie nauczano hiszpańskiego.
Dlatego proszę nie pisać, że ludziom nie chce się uczyć drugiego języka. Niektórzy po prostu nie chcą niemieckiego.
Pozdrawiam.
Bzdury? Ten wpis opiera się na moim doświadczeniu jako nauczyciela i na tym, czego dowiedziałem się od niezliczonych wręcz osób. Niektórzy nie chcą drugiego języka opbcego, inni nie chcą niemieckiego. WIęc Twój komentarz jest taką samą bzdurą, jak mój wpis.
Współczuję takich doświadczeń z językiem niemieckim, wynikających z niesłusznie zaszczepionego w dzieciństwie uprzedzenia.
„a bo po co, a bo trudny, a bo wojna, a bo Hitler, a bo Schmetterling”
Niestety, ja też za czasów gimbazy posługiwałem się podobnymi argumentami, a teraz żałuję. Nawet nie chodzi o to, że chcę wyjechać, ale o to że ucząc się póki co sam, zauważyłem, że język niemiecki jest językiem bardzo logicznym… No nic, za błędy młodości trzeba płacić…
Ojjj nie takie to straszne jak się mówi! Wszyscy narzekają na ten niemiecki i w ogóle zlewają to w szkole byle tylko przebrnąć, ale rzeczywistość jest taka, że po studiach w większej części jest niesamowity zapał do nauki niemieckiego i nagle staje się on najpiękniejszym :)
Miałam kiedyś nauczyciela od języka niemieckiego- w młodszych klasach puszczał nam filmy niemieckie (druga sprawa, że puszczanie 'Fabryki Zła’ 11-latkom to nie za dobry pomysł, ale pominę ten szczegół), ogólnie często na lekcjach żartował (czasem nawiązywał do języka), wiadomości dodawał tak, by były spójnie (choć większość uczniów tego nie zauważała). Ale niestety odszedł. Wszystko, czego mnie uczył- zapamiętałam. No. Prawie wszystko…
I przyszła nowa nauczycielka. Nie prowadzi lekcji aż tak źle- ona przynajmniej robi kartkówki (w przeciwieństwie do poprzedniego nauczyciela) ze słownictwa. Niestety, pierwsze, co nam powiedziała, to:
„Język niemiecki jest strasznie trudny. Może teraz myślicie, że nie, bo macie w podręczniku łatwe rzeczy, ale zobaczycie. Jak przejdziemy w materiale dalej, zmienicie zdanie.”
Tak więc- entuzjazm z powodu nauczycielki, która wreszcie uczyła czegoś przez całą lekcję (zamiast pięciu minut), zgasł po minucie pierwszej z nią lekcji. :D
Ja bałam się mojej pierwszej nauczycielki niemieckiego, ale w tamtym czasie miałam ochotę uczyć się niemieckiego (prawdę mówiąc w ogóle) i może ten strach mnie też trochę motywował, a może też ta nauczycielka nie była taka zła, bo wszystkiego (czy prawie wszystkiego) czego się u niej nauczyłam, pamiętam do dzisiaj. Nawet głupią piosenkę, którą musiałam na początku 4 klasy wykuć na pamięć ;)
Prosze o wyjaśnienie roznicy i przykładów miedzy
nennen i heissen
Ich heiße Simone.
Man nennt mich Zitrone.
Ich mache ein saures Gesicht.
Sie rufen: Simone, du doofe Zitrone!
Ich mag so etwas nicht.
Ich heiße Simone.
Man nennt mich Zitrone.
Ich weine am Abend im Bett.
Sie sagen: Simone, hau ab, du Zitrone!
Das find ich einfach nicht nett.
Ich heiße Simone.
Man nennt mich Zitrone.
Das finde ich einfach gemein.
Sie sagen: Simone, Zitrone, Zitrone!
Denn das ist ein Reim.
Ich heiße Simone.
Man nennt mich Zitrone.
Ich wollte, ich hieße Marie.
Denn hieß ich Marie, dann würd sich nichts reimen.
Dann wär ich genauso wie sie.
Jutta R
http://f.sbzo.de/onlineanhaenge/files/978-3-14-120911-2-2-l.pdf
Uzupełniam wpis: Autorką wiersza „Für Simone” jest Jutta Richter. Za swoją twórczość (literatura dziecięca i młodzieżowa) otrzymała wiele wyróżnień (m.in. Deutscher Jugendliteraturpreis – 2001).
Po 6 latach w SP musiałam w gimnazjum wybrać drugi język padło na niemiecki. Pech chciał, że trafiłam do klasy, gdzie 75% osób już wcześniej miało styczność z tym językiem, więc nauczycielka doszło do wniosku, że zrobimy przyspieszony kurs niemieckiego a później polecimy dalej z materiałem. Zniechęciłam się i to bardzo! Zniechęciłam się przez nauczycielkę, a właściwie zniechęciłam się do jej osoby. Uczyłam się tylko aby zaliczyć, a opinię o języku niemieckim miałam jaką miałam….Wszystko zmieniło się w LO za sprawą fantastycznej nauczycielki nagle nadrobiłam 3 lata i byłam na bieżąco z nowym materiałem w końcu nawet zdawałam maturę z języka niemieckiego. Niestety na studiach znów trafił mi się nauczyciel wypalony zawodowy, ale mimo to do dziś chętnie uczę się niemieckiego.
Sama prawda. Moje dzieci też najbardziej nie lubiły języka niemieckiego. Sam nie wiem czemu tak się dzieje. Jest to o tyle dziwne, że sam rozumiem cały język niemiecki – gramatykę, słownictwo, ale dzieci mimo mojego i nauczycielek tłumaczenia go nie zrozumiały. I jest to wszędzie pojawiająca się opinia. Natomiast nie wiem, jak to wygląda z np. francuskim, czy też hiszpańskim. Ale ja na pewno wolę niemiecki od angielskiego. Może problem leży w nauczycielkach ze szkół…
Mam pytanie z innej beczki: co pan sadzi o naukach słownictwa z fiszek ? Warto takie kupić by poszerzyć słownictwo?
Można kupić lub zrobić własne. Polecam też narzędzie quizlet: http://blog.tyczkowski.com/2011/05/nauka-niemieckich-slowek-na-quizlet-screencast/
Jestem amerykaninem (polski, niemiecki, szkoc-irlandzki). Zacząłem się ucząc język polski trzy lat temu (mam 42 lat), a niemiecki kiedy miałem 17 lat. Najwięcej obów właśny (ksiązki, muzika, itd.). Jak nastolatkiem, znalazłem okazowe metodi (jak pan opisuje) bezpomocne. Jest prawda mój polski nie jest dobrze, a mam nadzieję, z imersją, ulepszę!
Fuer mich, deutsch is viel leichter, weil deutsch und englisch sind beide germanische Sprache, obwohl wiele Woerte auf englisch kommen aus lateinisch, wegen des Normannisches Eroberungs. In diesem Wege ist englische ein bisschen mehr aehnlich zum polsch.
Danke schoen sehr fuer diesen Artikel. :)
Tevis Tumulty
ps. Anyone who wants to converse with me to improve their English, or help me improve my German or Polish, please feel free to contact me at tevistumulty@yahoo.com
z moim niemieckim to było tak, że chciałam się go uczyć, ale moi nauczyciele wyznawali zasadę „to wam niepotrzebne” „okej, wystarczy” i ciągle coś mnie ograniczało, nawet finansowo – nie stać było mnie na korepetycje. W LO wolałam matematykę i pragnęłam iść na matematyczne studia i dopiero (!) przed maturą załapałam miłość do „niemca”! ;)
Było za późno na pisanie rozszerzenia, ale CUDEM dostałam się na germanistykę i mimo, że na początku czułam ( i trochę nadal czuję) ogromne braki i zaległości, to jednak „miłość zwycięża wszystko” :))) Mimo (niekiedy) wątpliwości… jestem zadowolona i nie wyobrażam sobie robić coś innego.
Jestem nauczycielką języka polskiego w jednym z gimnazjów na terenie powiatu oświęcimskiego. U nas sprawa ma się całkiem inaczej niż we wszystkich szkołach. Język niemiecki jest kochany przez uczniów, a język angielski nienawidzony. Osobiście przypuszczam, że chodzi tutaj właśnie o nauczycieli (jak wspomniał Pan we wpisie). Po pierwsze niemieckiego uczą pracownicy młodsi, sprawiają wrażenie życzliwych i teoretycznie łagodnych. Wyniki są znacznie lepsze w nauce w stosunku do języka angielskiego. Ot taki paradoks niecodzienny :)
Cześć!
Bloga przeglądam od jakiegoś czasu (bardzo się przydał!), ale to mój pierwszy komentarz.
Jestem obecnie w klasie pierwszej liceum i mogę co nieco powiedzieć na poruszony nieco temat. Bardzo ubolewam nad tym, że w większości gimnazjów nie ma do wyboru kilku języków, tylko szkoła odgórnie narzuca niemiecki lub rosyjski, no ale trudno. Wypadł mi niemiecki i owe 3 lata gimnazjalne były zalążkiem piekła. Przedmiot język niemiecki stał się znienawidzony i broń Boże nie miałem ochoty na jego naukę.
Dlaczego? W głównej mierze przez nauczycielkę. Nie potrafię dokładnie powiedzieć czemu tak było, ale gdy tylko na liście nieobecności nauczycieli pojawiła się pani od niemieckiego, czułem jakby ubyło mi kilkanaście kilo.
Jak już wspomniałem, we wrześniu poprzedniego roku stanąłem przed wyborem szkoły ponadgimnazjalnej. W ofercie były 3 języki (francuski, rosyjski i niemiecki + podział na grupę podstawową i rozszerzoną) i trochę się wahałem, czy zacząć jakiś inny od początku, czy może kontynuować to, co niby już umiałem.
Początki były naprawdę ciężkie, 3 lata bezproduktywnego siedzenia na lekcjach niemieckiego gimnazjum dały się we znaki. Przy 4 godzinach niemieckiego w tygodniu w liceum (poziom rozszerzony) szybko nałapałem jedynek, jednak wziąłem się w garść i nadrobiłem materiał.
Mniej więcej na przełomie października/listopada zacząłem sobie uświadamiać, że… uwielbiam język niemiecki. Nic w tym dziwnego, w końcu trafiła mi się naprawdę świetna nauczycielka i 4 godziny niemieckiego też robią swoje. Przez ten czas zmieniłem swoje podejście do tego języka i teraz nie polega ono na bolesnym wkuwaniu słówek i nauki formułek gramatycznych, ale na czerpaniu przyjemności z oglądania niemieckich filmów, czytania niemieckich artykułów, czy samego czytania i mówienia po niemiecku.
Uh, troszkę się rozpisałem. Teraz w moich planach jest zdanie niemieckiego na maturze – myślę o poziomie podstawowym, jednak nauczycielka przekonuje, że z moimi umiejętnościami i programem, który przerobimy jestem w stanie zdać rozszerzenie. Cóż, zobaczymy jak mój niemiecki będzie się prezentować za rok.
Pozdrawiam,
ten, który nie cierpiał niemieckiego, a teraz uważa go za najpiękniejszy język.
Opis jak najbardziej zgodny. Pracuję w szkole (publicznej), dokładnie w gimnazjum. Kto słyszy gimnazjum, od razu łapie się za głowę – taka młodzież. Jednak nauczyciel ma tutaj duże znaczenie. Jeżeli tak jak inni złapie się za głowę (jaka młodzież), tak tez prowadzi zajęcia. Pracuję z trudną młodzieżą i nie staram się podchodzić do nich z takim nastawieniem. Próbuję przebić się do nich różnymi ciekawostkami na temat języka – produkty, ciekawe miejsca itp. Niektórzy sami szukają ciekawostek i je dalej przekazują. Nie trzymam się ściśle podręcznika, korzystam z różnych materiałów, np.: filmików o Niemczech, ćwiczeń dodatkowych – sama dużo przygotowuję, co kosztuje mnie dużo czasu. Ale to się opłaca, bo uczniowie chętnie je wykonują i pytają, czy na następnej lekcji będzie to samo. Są jednak i tacy, którzy od razu podchodzą z negatywnym nastawieniem. Bo rodzice coś powiedzieli, oczywiście negatywnego, albo odnoszą się do historii, która ich nie dotknęła albo sami nie jej nie znają. Dopytując ich o konkrety, nic nie wiedzą, robią zdziwioną minę.
Nie próbujmy narzucić innym, w tym naszym dzieciom naszych opinii, nawet tych negatywnych. Każdy powinien mieć swoje zdanie.
Podobny problem dotyczy nie tylko języka niemieckiego, ale też innego „drugiego” języka obcego lub też angielskiego. Dobry nauczyciel to połowa sukcesu, a druga połowa to motywacja ucznia i właściwa atmosfera w klasie. Dlatego wydaje mi się, że bardzo trudno jest się nauczyć języka, bazując tylko na zajęciach w szkole. Miałam w liceum niezłą anglistkę, klasa była bardzo spokojna, więc niby warunki były, ale i tak wszyscy, absolutnie wszyscy, chodzili na dodatkowy angielski. Po prostu w szkole się nie da.
alessadra
Języka niemieckiego uczyłem się tylko rok w ósmej klasie podstawówki, do której się przeniosłem z innej szkoły. To była szkoła podstawowa z klasami 6-8 przy liceum ogólnokształcącym. Mieliśmy bardzo sympatycznego ale i bardzo wymagającego nauczyciela oraz podręczniki, gdzie nie było ani słowa po polsku, a ilustracje małe i w niewielkiej ilości. Zupełnie inaczej niż dzisiejsze jednorazowe komikso-malowanki . Nawet polecenia do ćwiczeń były po niemiecku. Słuchaliśmy nagrań z taśmy i powtarzaliśmy. Gramatyki było również stosunkowo niewiele. Były wierszyki, piosenki, kawały czy przysłowia. W ciągu roku można było się nauczyć naprawdę baaardzo dużo. W ten sposób język obcy stał się 'zaprzyjaźniony’. Oczywiście, kto chciał, ten się uczył, ale większość i tak twierdziła że Hitler, Szwaby, nie przyda się, etc. Mnie się akurat przydało, choć później miałem długą przerwę w nauce niemieckiego ucząc się angielskiego. Prawda, że beznadziejny nauczyciel potrafi skutecznie obrzydzić każdy przedmiot; powinno to być weryfikowalne w jakiś sposób i taki ktoś powinien być w końcu zmuszony do zmiany podejścia lub po prostu zmienić zawód. Rodzice też powinni interesować się nie tylko postępami, lecz także atmosferą w szkole. Dla przykładu: skutecznie udało się nam, (rodzicom dzieci w pierwszej klasie, do której chodzi moja córka), zmienić nauczycielkę angielskiego, która co z tego że po filologii angielskiej jak darła się na dzieciaki i wyzywała od idiotów. Córka angielski miała już od trzech lat w przedszkolu oraz w centrum językowym, a w szkole bała się angielskiego jak ognia. Jednak wszystko chyba zależy od 'chciejstwa’ . Ja przypomniałem sobie podstawy niemieckiego w ciągu roku, ucząc się podczas pracy (listonosz) ze sprachkursów kupionych w Biedronce i Lidlu i wgranych do telefonu. Dziś pracuję w Niemczech. Nie mam większych problemów z komunikacją. A swoim dzieciom wspólnie z żoną powtarzamy, że w dzisiejszym świecie nieznajomość przynajmniej jednego języka obcego jest równoznaczna z analfabetyzmem. Pozdrawiam z Schenefeld (S-H). Dariusz.
Ja bym powiedział,że niemiecki jest wprowadzony dlatego,żeby młodzi ludzie nauczywszy się tego jezyka po tem mogły na stałe wyjechać do niemiec za pracą oczywiście o wiele mniej płatną niż niemca,po to się niszczy gospodarkę w Polsce za pośrednictwem sprzedajnego elementu w Polskim rządzie[PO-KO] aby młodzi ludzie nie mieli w naszym kraju pracy a znajac jezyk niemiecki wyemigrowali do niemiec i tam pracowali na rzecz tego kraju.Teraz prowadzi sie wojnę gospodarczą,eliminując w sposób cichy,bez agresji inne państwa.
Prawda, niestety. Sama miałam taka sytuacje z belfrem, który jechał równo wszystko z książek i nic nie wchodziło do głowy. Niemieckiego nauczyłam sie uzywac dopiero na studiach, gdzie nie mówilismy po polsku tylko po niemiecku. Wina też i to duza lezy po stronie uczniów i rodziców. Brak motywacji itd. Wstydem jest, ze sąsiadujemy z takim pieknym krajem jak Niemcy a mały procent społeczeństwa posługuje się chociaż by lamanym niemieckim. Mieszkam teraz w uk i mimo wszystko ucze się sama dalej niemieckiego. Dla przyjemności, dla urozmaicenia życia i żeby 9 lat nauki nie poszło w cholere. Ogladanie niemieckiej Tv jest naprawde fajne Oczywiście to co w szkole różni się od rzeczywistości ze względu na slangi itd ale mozna i tego sie nauczyc, wystarczy chciec . Wiadomo jest to inny jezyk do nauki tak samo jak wegierski( masakra :)), ale jednak mozna go polubić i mozna czerpac ogromne korzyści z nauki tego jezyka. Być moze w przyszłości przeniose się do Niemiec, o czym od zawsze marzyłam, no i blisko do mamci na obiadki, bo z Poznania jestem. Zobaczymy. Pozdrawiam wszystkich
Pięknie napisane z ta motywacją i sąsiadem…
Początki moje w Niemczech były takie, że jak słuchałam niemieckiej TV, przechodziły mi dreszcze, …ale nie szczęścia lecz rozpaczy. Wydawało mi się, że oni mówią …po chińsku :((
Wiele tygodni upłynęło, nim przyzwyczaiłam się do tej mowy. Jednak z rozumieniem nadal mam wiele problemów… Ale fakt, „Wstydem jest, ze sąsiadujemy z takim pieknym krajem jak Niemcy a mały procent społeczeństwa posługuje się chociaż by lamanym niemieckim.”
Nie zgadzam się bowiem wielu naszych sąsiadów nie zna choćby łamanej polszczyzny. Dlaczego więc my mamy znać tym bardziej, że po angielsku z Niemcem się też dogadamy. Nie rozumiem także dlaczego uczniów zmusza się akurat do niemieckiego (bo nie ma możliwości wyboru drugiego języka). Bardzo wiele klas ma właśnie narzucony niemiecki jako drugi. Przecież rosyjski czy czeski to też języki sąsiadów. Dlaczego jeden z nich nie jest obowiązkowy. Wydaje mi się, że to nie dla dobra dzieci ale dla dobra osób, które pracują w szkole i trzeba im zapewnić etat.
ja tam miałam super nauczycielkę od niemca, wspaniała Pani Anna K z Wrocławia. Nauczyła mnie super do matury i bardzo żałowałam potem, że nie kontynuowałam jej dzieła. Ale dzięki niej przynajmniej nie zaczynałam teraz od zera :) A to znaczy, że po prawie 15 latach nie uczenia się tego języka, coś tam zostało. Właśnie facet od anglika był gorszy, tak jak wyżej napisano, idealny opis :)