Dzisiaj postanowiłem odpowiedzieć wpisem na komentarz jednego z czytelników, Artura, który boryka się z problemem użycia rodzajników w języku niemieckim. Problemem może nie są rodzajniki same w sobie, ale to, że do Artura docierają zupełnie sprzeczne sygnały w kwestii ich użycia. Nauczyciel stwierdził, że rodzajniki nie są ważne. Inna osoba jest natomiast zupełnie innego zdania i uważa, że bez rodzajników nie ma mowy o poprawności. Kto ma rację?
Artur pisze:
Panie Łukaszu, mam pytanie.
Uczę się od podstaw języka, mam prywatne lekcje. Płacę słono za jedną godzinę. Dziś dowiedziałem się, że rodzajniki nie są ważne. Moja dziewczyna mnie wyśmiała, powiedziała, że są bardzo ważne. Może mi pan powiedzieć jak powinna wyglądać godzina lekcyjna, co powinna zawierać.
Pozdrawiam,
Artur
Co o tym problemie sądzę? Przeczytajcie.
Witam,
w sumie i jedna, i druga osoba ma rację, ale bardziej Pana dziewczyna ;) Rodzajniki są ważne, bo ich znajomość warunkuje później wiele innych spraw w kwestii poprawności językowej, szczególnie jeżeli mamy do czynienia z innymi przypadkami oraz np. z odmianą przymiotnika z rodzajnikiem określonym czy nieokreślonym. Weźmy sobie połączenie „der gute Schüler”. Jak zabierzemy rodzajnik „der”, to musimy powiedzieć „guter Schüler”, jak zaczniemy dodatkowo to połączenie odmieniać przez przypadki, to sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, bo np. w bierniku (Akkusativ) wyjdzie nam z tego odpowiednio „den guten Schüler” i „guten Schüler”. Później możemy jeszcze kombinować z rodzajnikiem nieokreślonym i innymi rzeczami…
A dlaczego rodzajniki nie są ważne? Albo dlaczego niektórzy tak uważają? Bo bez nich możemy się doskonale dogadać z Niemcami. Oczywiście będzie to pokaleczony język (tu uwaga na nauczyciela, bo na rodzajniki powinien jednak uważać, może sam ma problem z odmianą, dlatego tak mówi, nie wiem), ale nadal będzie to niemiecki, tylko bez rodzajników :) Wiele osób mówi, że rodzajniki nie są nam zupełnie potrzebne. Ba, za zbędne uważają też umiejętność prawidłowej odmiany czasownika, szyk wyrazów i wszystkie końcówki przymiotnika, o których przed chwilą wspominałem. Ale przecież nie o to chodzi, prawda? Czy samo „dogadanie się”, na dodatek byle jakie, powinno być celem uczących się? Moim zdaniem nie. Jak ktoś mi mówi, że rodzajniki są fe, że odmiana jest fe, że szyk jest fe, to podsumowuję to właśnie stwierdzeniem o bylejakości takiego języka. Niby każdy średnio rozgarnięty użytkownik niemieckiego zrozumie następującą rozsypankę wyrazową: „ich Kino Abend gehen”. Będzie wiadomo, że idę wieczorem (a nie rano) do kina (a nie do teatru), ale co to za mówienie? Czy w polskim mówimy „Ja iść wieczór kino.”? Nie! Więc uczmy się poprawności w stu procentach a nie wybiórczo, skupiając się tylko na tym, co nie sprawi nam większego problemu. Przecież powinniśmy uczyć się Hoch- a nie Kiezdeutsch. Jeżeli nauczyciel/lektor tak podchodzi do języka, to radzę poszukać sobie innego.
Natomiast jeżeli chodzi o sposób prowadzenia zajęć (z pominięciem problemu, na temat którego już się wypowiedziałem), to nie będę nic sugerował, bo każdy nauczyciel ma swoje metody nauczania i bez ich znajomości nawet nie powinienem ich oceniać czy krytykować. Tutaj powstrzymam się więc od wypowiedzi.
A co Wy sądzicie? Czy rodzajniki są ważne?
Fot. SXC.hu
komentarzy 35
Witam. Dziś po raz pierwszy natknęłam się na Pana blog. Jest ok. Chciała bym się nauczyć niemieckiego i pojechać do Niemiec jako opiekunka. Nauka rodzajników może nie jest najgorsza-bo można robić sobie ćwiczenia odmieniając rzeczowniki przez przypadki. Większym problemem dla mnie jest wymowa niektórych wyrazów – taka twarda jakbym „kamienie połykała” a słuchając wymowy niemieckiej słyszę przyjemnie „łaskoczący ” język. No i ciągle myślę po polsku chcąc zbudować zdanie. Ale myślę,że ogarnę na początek zakres słownictwa by umieć się komunikować z podopieczną. Trochę też m pomaga to ,że jestem Ślązaczką a w gwarze śląskiej jest sporo wyrazów zapożyczonych z Niemieckiego. Znajomość śląskiej gwary pomogła mi bardzo gdy pracowałam w Czechach to i w nauce niemieckiego się przyda. Np w gwarze śląskiej: szrank- szafa,biglowanie- prasowanie :)
Witam,
są bardzo ważne i nie wolno o nich zapominać. Tym, m.in. oczywiście, różni się nauka j. niemieckiego od angielskiego, że w przypadku tego drugiego już od początku idzie nam ładnie i szybko możemy coś sensownego po angielsku powiedzieć.
Z niemieckim idzie na początku jak po grudzie :) – ale nie wolno się załamywać. Gdy się bardzo gruntownie pozna podstawy, to potem zostaje „tylko” nauka słówek i używanie języka jak automatu, czego wszystkim życzę :)
żeby nie to: der,die, das to bym o wiele więcej umiała. Nie poddaję sie jednak i jestem pełna nadziei,że kiedyś będę biegle mówić po niemiecku:)) Tzn. mówić to już nieco mówię. Mam takie marzenie- uczyć kiedyś tego języka:)) Kto wie?
Mam tylko wrażenie,że im więcej wiem to jeszcze więcej wiem ile nie wiem! Na razie daleka droga przede mną,egzamin B1 mam w czerwcu……Jak ja się cieszę, że tu trafiłam na tego bloga:)))) Pozdrawiam
Rodzajniki są problemem,ale ja na szczęście jestem wzrokowcem i zapamiętywanie ich nie jest dla mnie aż tak trudne jak dla co niektórych.Dla mnie w nauce rodzajników najważniejsze jest by rodzajnik był podany tuż przy rzeczowniku a nie jako skrót po wyrazie.Wtedy najlepiej mi się zapamiętuje.
Jak jesteś wzrokowcem, to może pomóc Ci też zapisywanie rzeczowników w trzech różnych kolorach, np. czerwonym (r. żeński), niebieskim (r. męski) i zielonym (r. nijaki). Czasem stosuję tę metodę w niektórych wpisach na blogu.
Jednak, mogło drogi panie Tyczkowski chodzić również o coś innego. Koleżanka była na wymianie w Bawarii i mówiła, że ogółem Niemcy mówili tam bardzo wyraźnie (co mnie z resztą zdziwiło, inne rzeczy słyszy się o Bawarii), ale w ogóle nie używali rodzajników. Tak po prostu „lecieli” bez nich. A jak powiedzieli jej jakieś słowo którego nie znała i spytała o jego rodzajnik to sami mieli problem by go określić.
Niemcy ogólnie miewają problemy z gramatyką niemiecką. Nauczam angielskiego dwójkę Niemców i mogę to obserwować na bieżąco. Poza tym cały czas mówimy o Hochdeutsch, nie o dziwactwach występujących np. w przytoczonej Bawarii.
Wiem, słyszałem, że ogółem w owej Bawarii niemiecki w pewnym sensie rządzi się swoimi prawami, jednak każdy Niemiec powinien znać Hochdeutsch, by porozumieć się w innym rejonie kraju, czy chociażby w urzędzie. A wyszło na to że cała rodzinka Niemców nie znała rodzaju jakiegoś słowa.
Dokładnie o to chodzi: każdy Niemiec powinien znać Hochdeutsch. Nie musi być od razu asem, ale powinien posiadać wystarczającą wiedzę, aby porozumiewać się własnie za pomocą Hochdeutsch a nie tylko poprzez dialekty.
Pocieszające jest to, że sami Niemcy mają problemy z gramatyką własnego języka.Wiadomo chociaż, że osoby uczące się tego języka nie są jedyne, które mogą mieć z nim problem.
Mało pocieszające jest natomiast to, że podobne problemy mają Polacy. :)
Dzień dobry:)
Obecnie mieszkam w Niemczech i jestem au-pair. Moi Gasteltern posługują się hochdeutsch, czasami omijają rodzajniki, ale tylko w takich szybkich „domowych rozmowach”, kiedy muszą sobie w krótkim czasie jakąś informacje przekazać. Dzieciaki przez rodziców są zawsze poprawiane, jak złego rodzajnika uzyją. Rodzajniki są ważne i nie wiem jak nauczciel języka niemieckiego mógł posunąć się do stwierdzenia, że tak nie jest. I muszę przyznać , że zyjąc tutaj od pół roku, zauwazyłam, że Niemcy dużo wagi przywiązują do tego jakim kto językiem się posługuję i po tym też się ludzi ocenia( myślę, że w Polsce nie jest to, aż tak ważne) I nie ma żadnej taryfy ulgowej dla obcokrajowców. Może będzię to przykład nieco prozaiczny , ale nawet jak się idzie do piekarni i zamiast powiedzieć :zwei Brotchen bitte powiesz ich haette gern zwei Brotchen to odrazu niemiec na Ciebie inaczej patrzy.
Uczęszczam też na kurs jezykowy i uczy nas kobieta, która wykłada na którymś z uniwersytetów we Frankfurcie. Zadałam jej kiedyś pytanie, czy jak nie jestem pewna rodzajnika, to lepiej go przemilczeć czy powiedzieć z błędem. Ona mi na to odpowiedziała, że to obojetne, bo w obu przypadkach zostanie popełniony błąd.
Także błąd jest błędem, a czarne jest czarne, a nie białe.
P.S jestem tutaj pierwszy raz i muszę przyznać panie Łukaszu, że blog jest super! Trafiłam tutaj przypadkiem, ale ciesze się, że to nastąpiło!
Pozdrawiam
rodzajniki sa dla mnie zmorą,niestety ale jakoś dahje rade, świetny blog , bardzo przydatne notki biore sie za uczenie słówek
mam pytanie Panie Łukaszu zrobiłby Pan notkę o słowach pytających typu Wofur Womit ???
Kiedyś pewnie bym i zrobił ;) Jest to ważny temat, ale najpierw będę musiał wytłumaczyć temat czasowników z przyimkami, dopiero później zabrałbym się za przysłówki zaimkowe (Pronominaladverbien).
@Robert: Alles, was bis jetzt geschrieben worden ist, scheint doch nicht so kompliziert zu sein, oder? ;) Stronę bierną też da się lubić, nawet w czasie przeszłym ;)
Ja, natürlich ;)
Ja natomiast (wstyd przyznać…) od lat mam problem z umieszczaniem przeczenia „nicht” w zdaniu, po prostu łapię się na niemal automatycznym wstawianiu jego na koniec zdania. Aż mi trochę lepiej dzięki temu artykułowi, że nie tylko ja mam problemy z gramatyką.
Z „nicht” bywa różnie, zależy co chcesz zaprzeczyć w zdaniu. Na końcu stawiamy je wtedy, gdy zaprzeczamy całą wypowiedź, ale gdy np. chcemy zaprzeczyć przymiotnik lub wyrażenie rzeczownikowo-przymiotnikowe (np. ins Kino), wtedy przeczenie „nicht” stawiamy przed wyrazem zaprzeczanym.
Oczywiście, że znajomość gramatyki to podstawa. Języka niemieckiego uczę się dopiero pierwszy rok, gdy poszedłem do liceum. Na początku nienawidziłem tego języka, sam nie wiem dlaczego. Wcale się go nie uczyłem, ale jakoś 3 ze sprawdzianów były. W końcu stwierdziłem, że warto się go nauczyć, ponieważ jest bardzo piękny i przydatny. Zakupiłem sobie gramatykę i trochę polepszyłem znajomość tego języka. Teraz z niemieckiego mam 4 i 5. Wiadomo, że jeszcze długa droga przede mną, zanim będę mógł prowadzić swobodną konwersację z Niemcem, ale trening czyni mistrza. Zacząłem się uczyć niemieckiego, ale za to się pogorszyłem z angielskiego. Postanowiłem, że będę się pilniej uczył niemieckiego, bo angielskiego uczę się 10 rok życia, a nie potrafię przeprowadzić prostego dialogu w sklepie. A książki to tragedia. Na każdej stronie kolorowe zdjęcia studentów, które nic do lekcji nie wnoszą i na dole 2 ćwiczenia. A nauczycielka mówi do nas tylko po angielsku. Napewno ją zrozumiemy.
Tak są teraz opracowywane podręczniki, ale lekcję można też przeprowadzić na podstawie tego niby nic nie wnoszącego zdjęcia, uwierz mi :) Tutaj ukłon w stronę nauczyciela, bo to jego zadanie, żeby ten materiał wykorzystać. Ćwiczeń jest niestety mało, masz rację. Trzeba nieraz wspierać się dodatkowymi materiałami, dokupować książki, kserować, szukać ćwiczeń w sieci. Kiedyś wszystko było w jednym komplecie: podręcznik + ćwiczenia. Mnóstwo tekstów, ćwiczeń i rozbudowanych poleceń. Taka zmiana budowy podręczników wynika m.in. ze zmiany podejścia do nauczania języków. Liczy się prosta komunikacja, zdanie matury to pestka, podobnie jest z innymi egzaminami. Niestety jakość nie jest już tak ważna jak kiedyś.
No to ja mam wręcz odwrotnie. W szkole anglistka jest świetna, świetne podręczniki, ani trochę nie boję się o swoją maturę. Za to niemiecki? Podręczniki Hier und da, które są kiepskie, wszyscy nauczyciele na nie narzekają, a nikomu nie chce się ich zmienić. No i wiadomo, niezbyt wielki poziom, jak miałem w gimnazjum 3 godziny niemieckiego przez 3 lata, a nikt inny poza mną nie miał go wcale. Ale pozostaje szkoła językowa, obecnie kurs do Zertifikat Deutsch (jestem w 2 klasie liceum) ;) Zdziwiło mnie to jak pisałem z Niemką, i dostałem od niej pochwałę „Dein Deutsch ist gut!”, tak po prostu, nawet o to nie pytałem. :)
W jaki sposób pisałeś z Niemką? Tzn. w jaki sposób ją poznałeś? Czy to po prostu twoja znajoma?
U mnie w gimnazjum (teraz jestem w 2 klasie liceum) była wymiana, ja osobiście nie byłem, ale poznałem kilka osób i czasami z nimi piszę. A poza tym jest omegle, jest busuu – jak się chce to można kogoś poznać ;)
Racja, w sieci jest dużo miejsc, gdzie można porozmawiać z Niemcami i nie tylko. Mamy dzięki temu darmowe konwersacje ;)
Witam wszystkich,
zgadzam się z Panem Łukaszem. Co to za uczenie się niemieckiego bez uczenia się rodzajników? Mnie to też kiedyś wydawało się dziwne, że Niemcy stosują te rodzajniki, ale przestałem się dziwić, gdy uświadomiłem sobie, ze my także je stosujemy, tylko w inny sposób. Otóż Stefen Möller w pewnej książce do nauki niemieckiego pisze, że Polacy odmieniają końcówkę rzeczownika a Niemcy rodzajnik właśnie. I oni jak uczą się polskiego, to dziwią się jak można tak robić. Wszystko zatem zależy od punktu widzenia.
Rodzajniki sprawiają problemy nawet samym Niemcom, ale to nie znaczy, że nie są ważne. Czy wolisz, jak ktoś mówi: „ale tu pełno muchów” czy może :”ale tu pełno much”? Obydwie wypowiedzi są zrozumiałe, ale to „muchów” aż boli. I tak się czują Niemcy, gdy słyszą mowę bez rodzajników albo z poprzekręcanymi rodzajnkami.
I jeszcze jedno: rodzajników nie da się nauczyć tylko logiką, tzn. czytając o zasadach ich stosowania. Trzeba nieustannie słuchać żywego języka i zapamiętywać pewne konstrukcje słowne. Chodzi o to, że chociaż gramatyka nakazywałaby stosowanie rodzajnika, to często się go opuszcza i nadal jest to forma poprawna.
Dobry przykład z muchami :) Mi od dłuższego czasu chodzi po głowie wpis, taki mały offtop, o poprawności w języku polskim. Napiętnowałbym wszystkie „wziąść”, „plajstrów”, „5 metry” itp. Bo „końcówków” trzeba się „naumieć”, w niemieckim także :)
Ostatnio słyszałem takie zabawne powiedzenie:
„Gdyby nie 'der, die, das’ to byliby Niemcy z nas” :-)
Dlatego uważam że rodzajniki są ważne, w końcu celem większości jest używanie poprawnego języka, nie odróżnianie się jak bardzo jest to możliwe od rodzimych użytkowników.
Czy mógłby Pan wyrazić swoją opinię na temat programu Profesor Klaus? Czy znajomość 14 000 słówek i zwrotów jest wystarczająca aby się dogadać i zrozumieć dużo oglądając niemiecki teleturniej na RTL? Oczywiście bez znajomości zasad gramatycznch ani rusz.
Program ten znam z jego najwcześniejszej wersji, teraz nawet nie wiem jaka jest dostępna, więc się nie wypowiem. Co do samego zasobu słownictwa, to te 14 000 słów powinno w zupełności wystarczyć, ale nadal trudno będzie mówić o skutecznym rozumieniu języka niemieckiego. Słówka niby będziemy znali, ale to i tak tylko część całości. Złożenie tego wszystkiego w jedną sensowną całość może być mimo wszystko niemożliwe. Niezbędna może okazać się więc znajomość pewnych reguł i konstrukcji gramatycznych. Weźmy np. zdanie „Ich bin letztes Wochenende ins Kino gegangen.” (W zeszły weekend poszedłem do kina.). Osoba początkująca, która nie zna konstrukcji czasu przeszłego Perfekt, zacznie tłumaczyć „Ja jestem…”, tak natomiast nie możemy postąpić, bo czasownik „bin” występuje tutaj jedynie w roli czasownika posiłkowego (patrz budowa czasu przeszłego Perfekt), którego nigdy nie tłumaczymy. Podobne problemy mogą wystąpić, jeżeli spotkamy się ze stroną bierną. Tam też pojawia się czasownik posiłkowy oraz imiesłów czasu przeszłego Partizip Perfekt.
Do ogólnego zrozumienia języka powinien jednak wystarczyć spory zasób słownictwa. Jeżeli jednak chcemy uniknąć problemów przy rozumieniu bardziej skomplikowanych i zaawansowanych konstrukcji, powinniśmy poznać przynajmniej te najważniejsze działy gramatyki niemieckiej.
Co do podanego przykładu to zrozumiałem bez problemu mimo mojego bardzo małego zasobu słownictwa. Moim zdaniem najpierw należy się nauczyć słówek, a potem lecieć z gramatyką, bo będziemy rozumieć każdy przykład. Jestem też już obeznany w gramatyce, więc tym bardziej podany przykład nie był mi obcy.
Gramatykę należy raczej łączyć ze słownictwem. Równoległa nauka tych elementów języka zapewni nam większą efektywność. Nie należy też zapominać o ćwiczeniu pozostałych sprawności. Musimy przecież ćwiczyć wszystkie cztery: czytanie, słuchanie, mówienie i pisanie.
Na szczęście gramatyka niemiecka jest dosyć prosta i – co najważniejsze – logiczna. Niemcy, jak to Niemcy, lubią porządek i ten porządek widać w ich gramatyce.
Jedyne co dla mnie jest na razie nie do przeskoczenia, to czas przeszły strony biernej. Po prostu jak słyszę zdanie z taką konstrukcją od razu wymiękam.
Ja! Ordnung muss sein!
Fakt, rodzajniki są ważne, ale i tak mam czasem z nimi problemy. Np. na niemieckim w szkole był jakiś zwrot: in einem Haus mit Garten. Dlaczego przed Garten nie ma rodzajnika? Przecież mit się łączy z celownikiem. Albo Auf dem Land oraz in einem Dorf. Dlaczego przed jednym jest określony a przed drugim nieokreślony? Pozatym rodzajniki są ważne, bo bez nich nie potrafilibysmy odmieniac np zaimkow dzierżawczych wskazujących czy przymiotników przez przypadki.